Kiedy tak sobie jadę przez Amerykę raz po raz nachodzi mnie myśl, że świat coraz mniej kryje dla mnie tajemnic. Wprawdzie przemierzając kolejne stany: Kolorado, Utah czy Arizonę wzrok przykuwa zmieniający się krajobraz Gór Skalistych, raz przypominający Beskidy, kiedy indziej Tatry, niekiedy porośnięty lasami z sosną i świerkiem, jak w Dolomitach, a nieco bardziej na południe pustynny - przypominający okolice jeziora Bałchacz w Kazachstanie lub kraj Afarów w Etiopii.
Na ogromnych przestrzeniach ciągną się systemy kanionów, które kojarzą mi się z kolei z tym w Kegen w Kazachstanie. Mam nadzieję, że koledzy Kuba Zygarowicz i Michał Piotrowski pamiętają dramatyczną walkę o każdą kroplę wody na pustynnej drodze prowadzącej do kanionu. Mam nadzieję, że pamiętają ciężar plecaka, który wciskał w piasek, a potem smak kumysu (sfermentowane mleko końskie), którym uraczali nas kierowcy ciężarówek. Ale w mojej pamięci zostanie przede wszystkim fakt, że spośród wszystkich transkontynetalnych podróży, ta do Azji Środkowej sprzed 13 lat, miała najbardziej dramatyczny przebieg, kosztowała mnie najwięcej nerwów, nieprzespanych nocy -jak tej na bocznicy kolejowej w Astrachaniu w Delcie Wołgi i należy mieć nadzieję, że życie oszczędzi mi w przyszłości podobnych przygód.
Jest też w USA sporo podobieństw tak krajobrazu, jak i stylu życia miejscowych do Nowej Zelandii. Na amerykańskiej wsi dość powszechna jest bowiem prowizorka; drewniane domy, byle jakie ogrodzenia (jak w biedniejszych rejonach Podlasia). Brakuje tylko wozów drabiniastych, a we Frankfurter Algemeine Zeitung mieliby o czym pisać. Niemcy jeszcze do niedawna mieli jakąś obsesję przy opisywaniu Polski ilustrowania artykułów zdjęciem chłopa w gumofilcach i na wspomnianym rydwanie. W przypadku Amerykanów, czy Nowozelandczyków nie jest to z pewnością wynik ubóstwa, a pewnego stylu życia. Tutejsi ludzie stale się przemieszczają, głównie w poszukiwaniu lepszej pracy lub zwyczajnie ciekawszego miejsca a to demobilizuje do znaczniejszych inwestycji jak np. otaczania się płotami na podmurówce lub budowania domów na 50 pokoi (2 autobusy)- to przypadek zakopiański. Sytuację tą najlepiej obrazuje specyfika pracy amerykańskich parkowców. Mają oni, nie tyle zwyczaj co obowiązek zmiany miejsca pracy raz na kilka lat. I tak pracownik z 15 letnim stażem pracy ma za sobą najczęściej doświadczenia pracy w 3 lub nawet 6 parkach narodowych np. w Yosemiti, Yelowstone czy Olimpic. Z Nową Zelandią USA mają też to wspólne, że miejscowa ludność jest w stosunku do napływowej białej wyraźnie upośledzona finansowo. Czy to Maorysi, czy Indianie, mieszkają w warunkach o standardzie życia przypominającym naszych czarnych braci z Czarnej Góry czy Choćkowskiego, krótko pisząc Bangladesz! Nie to, żebym miał jakieś niepoprawnie politycznie mysli, ale coś mi się wydaje, że Oni wszyscy mają mentalnie dużo wspólnego.
Wracając do samych Stanów, dla kronikarskiego porządku wspomnę, że jeszcze w Estes Park w Parku Narodowym Gór Skalistych (Rocky Mountain) zaproszono nas na posiady do bardzo sympatycznych ludzi. Nie wiem, czy pamiętacie film "Dynastia" , którego akcja odgrywa się w niedalekim Denver? Zapytuję dlatego, że atmosfera spotkania bardzo przypominała tą z filmu, a to za sprawą pewnej pani nauczycielki z naszej wioski (Estes Park), która umówiła nas na wizytę w hotelu u jej znajomych. Żeby nie było niedomówień, hotel ten należał do jej znajomych, a przynajmniej do pewnego dystyngowanego, ale dość wyluzowanego pana. I nie był to motel, czy schronisko młodzieżowe, ale najbardziej luksusowy obiekt w promieniu 100 km. Pan ów, ale także jego przesympatyczne koleżanki, od pierwszej chwili zrobił pozytywne wrażenie. Jakkolwiek dziewczyny, tak na oko koło 55 lat wydały się nieco zwariowane. Zwłaszcza jedna z nich, która wyglądem do złudzenia przypominała Alexis (tę intrygantkę z filmu) i nosiła np. buty nie od pary. Z każdym winem, browarem czy inszym trunkiem, a gazda niczego gościom z Polski nie żałował, co raz bardziej przekonywaliśmy się do naszych dobrodziejów, ponieważ zwyczajnie w świecie okazali się fajnymi ludźmi. Na długo utkwi mi w pamięci szczere zakłopotanie Pana od luksusowego hotelu, gdy nie mógł sobie przypomnieć ile właściwie tych hoteli posiada. Przypomniał sobie o jednym w Maiami, Dubaju, Portugalii i w Hiszpanii. Ale zdaje się, że jest właścicielem jeszcze kilku innych. Z kolei Pani od różnych butów wyraziła oburzenie faktem, że kobiety w Chochołowie myją drewniane chałupy. W głowie się bowiem nie mieści, żeby niewiasty zajmowały się sprawami, do których z całą pewnością nie są stworzone. Niejako przy okazji wyręczyliśmy Biuro Promocji Zakopanego prezentując w internecie walory Podhala. Panie zachwycone były folklorem podhalańskim, w tym muzyką góralską na poznajtatry.pl oraz zdjęciami z występów Polaniorzy ( z Majowego Grania z 2002 r., bo takie było dostępne w sieci!).
Dziś jesteśmy w Wielkim Kanionie Kolorado, ale więcej o tym pojutrze! Naszym celem na jutro jest zejść możliwie najgłębiej jak się da, bo tam zalegają skały sprzed 1840 mln lat. A jedną z nich obiecałem Maryśce (Król) a jak wiadomo z obietnic trzeba się wywiązywać!
TS