Kiedy patrzylem na swoje buty, podczas wedrowki przez las, niesposob bylo nie zauwazyc, jak energicznie wspinaja sie ruchem gasienicy. Wpierw wzbudzaly obrzydzenie, potem bylo mi prawie wszystko jedno. Prawie, bo za kazdym razem staralem sie je spacyfikowac. Odrywane reka natychmiast owijaly sie wokol palca, co bylo tym bardziej irytujace. Co kilka kilometrow zagladalem pod skarpete, zdejmowalem buty, z nadzieja,...ale one juz tam byly. Pijawki, bo o nich mowa, sa w okresie pory deszczowej tak liczne, ze nie sposob przejsc 10 metrow, zeby ich nie zalapac. A pod skarpeta...jedna obok drugiej. Po oderwaniu od ciala leje sie krew jak ze swini. To cholerstwo jest tak uprzykrzajace, ze z najwiekszym trudem czlowiek staral sie dostrzec wyjatkowosc lasu rownikowego Taman nagere, ktory od 130 milionow lat, jako ponoc najstarszy las rownikowy swiata, rosnie sobie w tym miejscu. Po kilku godzinach bylem juz na tyle opatrzony, ze widzialem z daleka, jak na lesnej sciezce, sprowokowane zapachem potencjalnej ofiary, wywijaja lebkami.
Pozwolilem sobie na maly ekperyment. Zdjalem buta (choc pewnie nie bylo to konieczne) i zobaczylem, jak stojaca "na slopka" pijawka stara sie okreslic zrodlo zapachu, i po 3 sekundach dziarsko zaczela kierowac sie w moja strone. Przeskoczylem ja o 1, 5 metra. A ta ponownie wystawila "teleskop" i naszukuje...i zas w moim kierunku. Swoja droga to jej sie troche dziwie, bo gdy zdjalem tego buta to samemu chcialo mi sie uciekac, a ta wrecz przeciwnie. Widac sa gusta i gusciki, ale ponoc o gustach sie nie dyskutuje.
Jesli chodzi o wrazenia samego lasu, zwlaszcza tego co mnie najbardziej interesuje czyli pierwotnosci, to las oczywiscie jest genialny. Ale po tych ilus tam godzinach nie pozostawia zludzen, ze las rownikowy, w porze deszczowej, co ma znaczenie decydujace, nie jest miejscem lekkim, latwym i przyjemnym. Ogromna wilgotnosc powietrza, wysoka temperatura (raz po raz padal w dodadku deszcz), wszechobecne bloto i sliskie podloze, na ktorym wywinac orla nie jest zadnym problemem to ograniczenia natury abiotycznej. Poza pijawkami, ktorych sa miliony, pajaki wielkosci dloni no i weze. I tak tuz obok sciezki lezal sobie taki calkiem ladny niebiesko - czerwony. Sploszony energicznie schowal glowe do dziury wymachujac niczym grzechotnik jaskrawo czerwona koncowka ogona. Wg slow Pana przewodnika, po jego ukaszeniu, nie bylby w stanie juz nikomu pomoc (http://en.wikipedia.org/wiki/Calliophis_bivirgata). Nie tylko zwierzeta, bo i rosliny uzbrojone sa w kolce, trucizny wszelakie. Trzeba miec naprawde obycie i doswiadczenie, zeby w lesie rownikowym nie zrobic sobie krzywdy. Tymczasem spotkalismy przy sciezce ludzi Orani. Lesnych ludzi, nomadow, ktorzy przygotowywali sobie hacjende. Nie moglem sie nadziwic, jakim trzeba byc przegosciem, zeby tu mieszkac. Zyja sobie, jak gdyby nigdy nic, spia jak leci, na liciu palmy i w dupie maja pijawki. Nie rozumie czemu, ale ich sie nie imaly. Wg zaczerpnietych informacji szefem owych ludzi jest zawsze ten co ma najwieksza wiedze o lesie, a nie sile fizyczna, jak sami podkreslali. Nie zebym bym nie skromny, ale przyjmujac te kryteria, to powinienem byc co najmniej soltysem w Koscielisku.
Suma sumarum wyszedlem z lasu z pewna ulga, upierdolony w blocie po pas -no bo przeciez nie ubrudzony (ubrudzony to mozna miec nosek), spocony jak wieprz, z pokrwawionymi nogami i sladami licznych zadrapan, ktorych nawet nie bylem swiadomy, ale z ogromna satysfakcja doswiadczenia deszczowego lasu rownikowego w najbardziej klasycznej odslonie.