- Jak to wczoraj, odpowiadam, nic nie czułem...a tak bardzo chciałbym żeby się poruszyło (w 2004 w Zakopanem wszyscy bodaj odczuli, a ja nic).
Gosc mi mowi, ze trzęsie codziennie, ale trzeba miec dosiadczenie, żeby wyczuć. Postawie może wieczór szklaneczkę na stole, pełną szklaneczkę i będę się przypatrywał. Jak będzie ubywało to albo zatrzesło, albo... mi się wydawało.
Wokół San Pedro są laguny z flamingami, kaniony, gejzery, przedziwne formacje skalne i setki czynnych wulkanow, choć niestety z żadnego się nie kopci. Caly krajobraz jest w 100 procentach wulkaniczny. Góry niby wysokie bo byle pagórek przekracza 5 tys metrow, ale wyglądają jak Beskid Wyspowy z Koskowej Góry. Wszystko przez to, że wierzchołki wulkaniczne zatopione są w morzu lawy. Starszej, mlodszej, wszędzie obecnej. To coś na rodzaj mogotow, sterczących ponad lodowcami i londolodami na Grenlandii. Niesamowite ile Ziemia zdolala wypluc z siebie materii.
San Pedro to miescina nad podziw rozrywkowa. Z tłumem turystów mieszają się różni wyzwoleni. Np. dziś przeszła demonstracja miłośników psów i kotów. W sumie to nie wiem czemu owe panie pomstowaly, ale z wyglądu (tatuaże, glany i kolczyki we wszystkim co wystaje) z tym środowiskiem mi się kojarzą. Wieczorem zewszad slychac odgłosy imprez, rozne odglosy, a nad ranem, gdy czekam przed hotelikiem na busa (na wycieczke) poznaje nocnych rycerzy. Wczoraj miałem dwóch dyskutantów. Dzis podszadl do mnie Miguel - tak się przedstawil. Spytal jak mam na imie, skad jestem i gdzie mieszkam. Chwilę potem zas mnie spytal o imie i gdzie mieszkam. Kilka zdań później Miguel o tym samym. Myślę sobie, że mój współstacz ma gorszą pamięć ode mnie. Za kazdym jednak razem, jak Miguel pytal, stawal coraz bliżej mnie, jakby chcial wyrazniej uslyszec. Na moje oko, albo raczej powonienie, Miguel naduzywa, nie trzezwieje od tygodnia. Widac, za duzo wody tutejszej, narodowej pije.