Szumią jodły na gór szczycie, szumią sobie w dal – śpiewa Jontek w Halce Stanisława Moniuszki, wprowadzając tym samym to szacowne drzewo na stałe do dziejów polskiej opery narodowej. Od autora libretta trudno oczekiwać przyrodniczej poprawności. Jodły niechętnie widzą „gór szczyty” – najwyżej rosnącą w Tatrach jodłę znaleziono na północnym ramieniu Kasprowego Wierchu ponad Myślenickimi Turniami (1590 m n.p.m.) i nie jest to egzemplarz zbyt okazały...
Jak doszło do operowej pomyłki w kwestii zasięgu występowania jodły? Autor libretta, Włodzimierz Wolski (1825-1882), poeta, powieściopisarz i dramaturg, urodził się w Pułtusku nad Narwią, a właśnie nad Narwią i nad Bugiem, a także na Litwie i Białorusi, jodłę nazywano „jeglem” albo „świerkiem”, a świerk „jodłą”, bardzo jest więc prawdopodobne, że poeta jednak szum świerków miał na myśli.
Szumią jodły... w reglu dolnym
Pierwsze wzmianki o jodle przeczytać możemy u Teofrasta („Badania nad roślinami”), a jej łacińska nazwa – abies – została zapisana przez Pliniusza w Historia naturalis. Ale z jodłą mieli już do czynienia starożytni Grecy – była drzewem bogini Artemidy, opiekunki lasów i dzikich zwierząt, bóstwa światła księżycowego i nagłych zgonów. Ale też rozpustnego Dionizosa, boga ekstazy, wina i odradzającego się życia. Starożytni Rzymianie wróżyli z szumu jodeł, cieni na ich pniach, z zachowania ptaków przelatujących w pobliżu lub siadających na gałęziach. Chorych wynosili w góry i opierali o pień jodły, by ich wzmocnić na ciele i duchu.
Jodła występująca w Tatrach to Abies alba Mill. – jedyny gatunek z tego rodzaju rosnący dziko w Polsce. Przybyła na te tereny dość późno w stosunku do innych drzew, dopiero, gdy klimat stał się cieplejszy, a przede wszystkim wilgotniejszy. Odpowiednie dla niej warunki zaistniały około 4 tysięcy lat temu i w zasadzie trwają do dnia dzisiejszego. Dlaczego tak się stało? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy zastanowić się, gdzie położone były w okresie ostatniego zlodowacenia „posterunki” jodły i dlaczego drzewa te wyruszyły w wędrówkę na północ tak późno i dały się wyprzedzić licznym gatunkom drzew liściastych, które zawitały w Tatry kilka tysięcy lat wcześniej? Istnieją przesłanki, że jodła zbliżyła się do Tatr od południa już pod koniec epoki lodowej. Przyjąwszy tę tezę, można przypuszczać, że jodła nie znalazła się w Tatrach wcześniej dlatego, że po ostatecznym ustąpieniu lodowców, w okresie opanowywania Tatr przez drzewa dobrze znoszące chłód, temperatura powietrza była dla niej za niska, późnej zaś, w okresie holoceńskiego optimum, było dla niej za sucho. Czekała więc „przyczajona” w niedalekich ostojach aż do okresu zwilgotnienia klimatu i wtedy opanowała regle, stając się sojuszniczką buka w ofensywie przeciw porastającym je gatunkom drzew. Tym samym otworzył się nowy rozdział w historii lasu tatrzańskiego. Przyczyną tak późnego dotarcia jodły w Tatry mógł być także fakt, że jej nasiona są cięższe niż nasiona większości drzew iglastych.
Jodłę spotkać można w wielu miejscach w polskich Tatrach, choć największe jej skupiska znajdują się nieopodal drogi Oswalda Balzera oraz w Dolinie Chochołowskiej. Turyści udający się nad Morskie Oko, chcący zobaczyć piękne jedliny, powinni zwolnić w okolicy Chłabówki oraz Zazadniej, a ci udający się w kierunku Doliny Kościeliskiej – na zakrętach między Gronikiem a Nędzówką. Jodły stanowią również piękną scenerię dla kaplicy w Jaszczurówce. Oczywiście, tak jak świerki nie występują tylko w świerczynach, a buki w buczynach, także jodły spotkać można w innych lasach. Gatunek ten dość dobrze koegzystuje zarówno ze świerkami, jak i z bukami. Z jednej strony pozwala mu na to zdolność wzrastania na niezbyt urodzajnych glebach, gdzie buki nie dają sobie już rady. Jest to także gatunek niezwykle konkurencyjny, dlatego niestraszne mu sąsiedztwo buków na żyznych glebach. Po południowej stronie Tatr jodeł nigdy nie było dużo, a to za sprawą kiepskich siedlisk. Nieco częściej spotkać je można w Dolinie Kieżmarskiej.
Tatry nie były jednak dla jodły końcem wędrówki. Ruszyła dalej, zadomawiając się między innymi w Górach Świętokrzyskich (Puszcza Jodłowa), a nawet w okolicy Łodzi, gdzie przebiega północna granica jej zasięgu.
Naj...
Jodła jest najwolniej rosnącym gatunkiem spośród drzew wykorzystywanych w gospodarce. Wśród gatunków europejskich osiąga największe wysokości (do 65 metrów – w Parku Narodowym Sutjeska) i masę drewna. Jodłą, która przeszła do legendy, jest drzewo z badeńskiego Szwarcwaldu, mierzące 130 cm grubości i 68 metrów wysokości. Na Babiej Górze wzrastała przed pierwszą wojną światową „Gruba”, zwana też Jodłą Jagiellońską. W 1906 r. jej pierśnica wynosiła 676 cm, nie ma danych co do jej wysokości, ale przypuszczalnie wznosiła się na 55–56 metrów. Jej wiek oceniano na 600 lat. W Tatrach najwyższe zmierzone drzewo w Suchym Żlebie ma 43,5 metra wysokości. Wygląda całkiem krzepko, choć u podstawy korzeni pojawiły się owocniki pasożytniczych grzybów. Profesor Stanisław Sokołowski tak charakteryzował jodłę: „Pod względem znacznej produkcji drewna w ogóle, jak też wysokiego procentu drewna użytkowego, stoją drzewostany jodłowe na równi ze świerkowymi i żaden z naszych gatunków drzew nie dorównuje im co do obfitości produkowanej masy (...) nie ulegają tylu klęskom co świerkowe, a pojedyncze jodły lub kępy jodłowe, przymieszane do czystego drzewostanu świerkowego, wzmacniają znacznie jego odporność”.
Jodeł coraz mniej?
Wiemy już, jak jodła znalazła się w Tatrach, lecz dlaczego obecnie nie ma jej tyle co przed wiekami? Przy okazji tekstów o innych gatunkach drzew pisaliśmy o rabunkowej gospodarce, jaka dotknęła tatrzańskie lasy. W miejsce wyciętych jodeł i buków sadzono świerki, nie bacząc na warunki siedliskowe. Z drzewem tym związane jest również zjawisko zamierania, jakie nasiliło się w drugiej połowie XX wieku w Europie, choć już przed wojną swój niepokój wyrażał prof. Stanisław Sokołowski, który pisał: „(...) proces zamierania jodły pospolitej nie tylko w Polsce, lecz także w całej Europie budzi powszechne obawy. Poszukuje się przyczyn tego procesu, który jest nader złożony i zależy nie tylko od gospodarki człowieka”.
Stare drzewa obumierały, a młode trudno było znaleźć. Jodła jest wrażliwa na zanieczyszczenia powietrza, a susze w okresie wegetacyjnym powodowały obniżenie jej żywotności, czyniąc ją podatną na działanie innych niekorzystnych czynników. Brak siewek był spowodowany między innymi tym, że usychały głównie gałęzie na wierzchołku drzewa, akurat te, na których powstają szyszki. Nie było szyszek – nie było nasion i młodych drzewek. Wiele wskazuje na to, że cokolwiek powodowało zamieranie drzew, przynajmniej w Tatrach, już tego nie ma. Wymownym świadectwem są długie korony jodeł, które co trzy, cztery lata obsypane są szyszkami. Jodły – zwłaszcza te kilkudziecięciocentymetrowe – są jednak przysmakiem jeleni. Dotyczy to w szczególności drzewek rosnących między Kopieńcem Wielkim a Hrubym Reglem. Problem wydaje się trudny do rozwiązania, ponieważ zwierzęta koncentrują się nad Drogą pod Reglami. Przyczyną tego jest nadmierny rozwój Zakopanego, budowanie coraz to nowych budynków wokół Tatr, co uniemożliwia jeleniom zimową migrację w niżej położone rejony.
Prywatne życie jodeł
Chcąc opisać historię życia jodły, czasem sięgającą kilkuset lat, trzeba przenieść się myślami do pewnego jesiennego dnia, gdy na wierzchołku starych jodeł dojrzewają szyszki.
W przeciwieństwie do szyszek świerkowych, które po wysypaniu się z nich nasion spadają na ziemię, szyszki jodły rozsypują się na drzewach. Pozostaje po nich jedynie charakterystyczny trzpień, czyli twardy fragment stanowiący oś szyszki. Nasiona, choć zaopatrzone w łuskę, która pomaga w rozsiewaniu, nie lecą zbyt daleko od drzewa, ponieważ są stosunkowo ciężkie. Ta „wada”, ma jednak ogromną zaletę. Aby zrozumieć, na czym ona polega, wywód ten poprowadzimy w relacji do buka i świerka, które niemal zawsze towarzyszą jodle. Najmniejsze nasiona ma świerk, największe i najcięższe buk. Możliwość przemieszczania się na większe odległości od drzewa mają zatem świerki, najmniejsze buki. Rozpraszanie nasion przynosi tę korzyść, że zwiększa prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniego miejsca do przeżycia i kiełkowania. Nasiona buka opadają w sąsiedztwie drzewa, gdzie jest najciemniej, dlatego z pomocą przychodzą mu sójki, kowaliki i gryzonie, które nieświadome swojej roli, rozsiewają nasiona, robiąc z nich zapasy, o których potem zapominają. Jodła nie może zanadto polegać na zwierzętach, ponieważ interesują się jej nasionami dopiero w ostateczności. Nasiona, choć wysokokaloryczne, zawierają bowiem niezbyt smaczne terpentyny.
Optymalnym miejscem do życia dla świerków są najczęściej martwe kłody leżące na dnie lasu, jednak nasionom jodły, o buku nie wspominając, nie zawsze uda się wylądować na martwej kłodzie i na niej utrzymać, ponieważ są za duże. Nie jest to jednak kłopot – zawierają one na tyle dużo substancji zapasowych, aby ich siewki dały sobie radę w gruncie, gdzie konfrontacja (głównie konkurencja o światło) z roślinami zielnymi jest nieunikniona. Dzięki większym i cięższym nasionom jodły nie są więc zależne od martwego drewna, które pokrywa jedynie kilka procent dna lasu.
W życiu młodych drzew można wyróżnić kilka etapów, które mają dla nich kapitalne znaczenie. Jednym z takich momentów, niestety bardzo krytycznym dla jodły, jest ten, gdy drzewka osiągają wysokość kilkadziesięciu centymetrów. Ogromnie wzrasta wówczas zainteresowanie nimi jeleni, które potrafią zupełnie uniemożliwić odnawianie się tego gatunku. Jodełki, które szczęśliwie przetrwają ciężkie czasy, mają przed sobą kilkadziesiąt lat w miarę beztroskiego życia.
Mroczne puszcze karpackie – taki obraz pozostaje często w pamięci osób, które bywają w górach. Jakże różne jest to wspomnienie od tego, które mamy z wycieczki na grzyby do borów sosnowych Puszczy Noteckej, Lasów Janowskich bądź dąbrów wokół Milicza.
We wspomnieniu tym ukryta jest niezwykła cecha jodły, która czyni z niej drzewo, któremu niestraszna konkurencja ze strony innych gatunków także w starszym wieku. Jodła, obok cisa, jest bowiem najbardziej cienioznośnym gatunkiem spośród polskich drzew. Możliwość wzrastania w cieniu przez długie lata bez uszczerbku na zdrowiu jest główną przyczyną tego, że lasy jodłowe bywają gęste.
Powoli, centymetr za centymetrem rosną więc jodły wyżej i wyżej. W międzyczasie wiele w lesie się wydarzy. Niejeden sąsiad świerk ulegnie naporowi wiatru, zjedzą go korniki, niejednego buka zmogą grzyby, a jodły rosną i rosną. Drzewa te, żyjąc bardzo długo (nawet 500 lat, a niekiedy dłużej), są w stanie przeczekać dwa pokolenie buków i półtora świerków.
Kolejnym przełomowym okresem w życiu naszej bohaterki jest czas, kiedy korony osiągną pułap lasu, na co potrzebują kilkadziesiąt lat, choć czasem czekać muszą znacznie dłużej, bo 100, a nawet 200 lat. Tak czy owak dostęp do światła w odpowiednim wieku to główna przyczyna, dzięki której drzewa dojrzewają, co znaczy, że są gotowe wykształcić nasiona i rozpocząć nową erę w cyklu życia gatunku. Przejście ze stanu „kawalersko-panieńskiego” (jodły są jednopienne – kwiaty męskie i żeńskie są na tych samym drzewie) w dorosłość wiąże się z poważnym wysiłkiem. W rezultacie w latach nasiennych nieco gorzej przyrastają.
Przełomowość wspomnianego okresu dotyczy nie tylko kwestii rozmnażania. Drzewa, wchodząc do „pierwszej leśnej ligi”, muszą liczyć się z innymi warunkami klimatycznymi niż te, jakie panują w zacisznym wnętrzu lasu. Mogą wprawdzie korzystać z nieograniczonego dostępu do światła, ale narażone są na niszczące oraz wysuszające wiatry, dlatego wiele gałęzi jest połamanych, a w ich miejsce pojawiają się pędy zastępcze. Szczęściem dla jodeł jest to, że posiadają potężny korzeń palowy, który jest najprawdopodobniej uwarunkowany genetycznie i rozwija się w dużym stopniu niezależnie od siedliska. To sprawia, że można ją zaliczyć do najgłębiej ukorzeniającego się gatunku iglastego, a jednocześnie najbardziej ustabilizowanego w glebie spośród wszystkich drzew.
Gra jest widocznie warta świeczki, skoro w lasach mieszanych jodły przerastają sąsiednie drzewa o kilkanaście, a niekiedy o 20 metrów.
Ten, wydawałoby się niczym niepohamowany pęd ku słońcu, ma jednak swój kres. Im drzewa są starsze, tym ich wzrost staje się coraz wolniejszy, aż w końcu ustaje zupełnie. Na długo zanim się to się jednak stanie, najbliższe wierzchołka gałęzie zaczynają przyrastać nieproporcjonalnie wolniej niż te położone niżej. W rezultacie korony przybierają charakterystyczną dla jodeł walcowatą formę, na szczycie której znajduje się tzw. bocianie gniazdo. Swoją potęgę drzewa mogą jeszcze demonstrować, jedynie przyrastając na grubość. I pomyśleć, że historia ta zaczyna się od niewielkiej siewki, dla której pół tysiąca lat wcześniej największym zmartwieniem było to, aby uniknąć przykrycia liściem gnijącego jesienią lepiężnika białego.
O jodle nie tylko dobrze
Jodła, w przeciwieństwie do świerka, od którego wiele osób nawet nie potrafi jej odróżnić, jest drzewem, które nie znalazło uznania w oczach cieśli i stolarzy. Z pewnością znaczenie ma tutaj fakt, że jej drewno ma nieco niższą wartość techniczną. Jest także nieco bardziej kruche i cięższe, co zwłaszcza przy budowie domów nie jest bez znaczenia. Wadą tego drewna jest również to, że długo „trzyma wilgoć”, a w tym stanie nieprzyjemnie pachnie zjełczałym masłem.
Nie ma na Podhalu zbyt wielu budynków wykonanych z jodły, ale jeden z nich jest szczególnie znany. W Chochołowie znajduje się bowiem słynna „chałupa z jednej jedli”. Dom ten posiada ścianę wykonaną z jednego, ogromnego pnia jodłowego, ściętego na leżącym w pobliżu Chochołowa wzgórzu Ostrysz.
Czary, mity, zabobony
Kiedy jodły nie były jeszcze w Tatrach przetrzebione, robiono z nich trumny. Górale wierzyli, że zmarły pochowany w takiej trumnie śpi głęboko, nie w głowie mu straszenie. Wiórków z kołeczków, którymi zbito trumnę, używano do miłosnych zaklęć – wystarczyło rozetrzeć trochę w palcach, wsypać do wódki, aby osobę, która tę wódkę wypiła, ogarnął miłosny szał. Do takich praktyk uciekały się ponoć kobiety na stypie, chcące zdobyć względy świeżo upieczonego wdowca.
Jodła była łaskawa dla samobójców – gdy się taki na jodle powiesił, nie wywoływał trzydniowych wiatrów i nie trzeba go było uderzać trzy razy po głowie, żeby nie straszył. Nie bez kozery pewien zbójnik śpiewał:
A kie mnie juz złapiom,
to jo bede wisioł, na wirsku jedlicki
bede się kołysoł, hej!
Jodłę szczególnie szanowali bacowie. Gdy tylko przybywali na halę, wbijali jodłową gałąź w miejsce, gdzie miał być koszar dla owiec, przeprowadzali stado trzy razy dookoła i mogli już nie przejmować się chorobami i innymi nieszczęściami. Igły jodłowe rozsypane przed wejściem do szałasu odstraszały złe duchy, a miotełka zrobiona z gałązek ułamanych przez bacę „z rania przed pirsem ptoskiem we wilę świętego Jana” miała moc kropidła – chrzciła mleko, żeby zdrowe było, i przeganiała sprośne sny, gdy te nękały juhasów. Szacunek dla jodły wymagał, aby jej gałęzi nie łamał nikt poza bacą. Gdyby zerwał je juhas, na jodle mogłyby wyrosnąć „czarcie miotły”, które ściągają pioruny.
W Polsce jodła nie cieszyła się jednak takim szacunkiem i nie otaczano jej takim kultem jak w dawnej Rumunii – gdzie była drzewem najświętszym. Towarzyszyła człowiekowi od narodzin aż po grób. Już do pierwszej kąpieli niemowlęcia dolewano wywar z gałązek jodłowych, co miało odpędzić złe duchy, a potem, wierząc, że los człowieka zapisany jest na wierzchołku jodły (a także innych drzew), dokonywano symbolicznego zbratania noworodka z tym drzewem, w przekonaniu, że, jak mówi ludowa piosenka:
Jak rośnie drzewo, tak i dziecka żywot.
Jako rośnie jodła zdrowa,
tak i dziecko się uchowa,
a jak drzewo marnieje,
tak i z dzieckiem się dzieje.
Dziecko, gdy podrosło, odwiedzało swoje drzewko i podlewało w czasie suszy. W razie śmierci człowieka młodego, sadzono jodłę na jego mogile, a jeżeli poległ na wojnie, z dala od domu, wkładano do pustej trumny i chowano z należnymi honorami...
Tomasz Skrzydłowski
Beata Słama
Systematyka |
Jodła pospolita – Abies alba
królestwo – rośliny
gromada – nagonasienne
klasa – iglaste
rząd – sosnowate
rodzina – pinaceae
rodzaj – jodła
|
|