tu jesteś:   STRONA GŁÓWNA
Poznaj Tatry
NATURA
   Zielony Świat Tatr
   Zwierzęta Tatr
   Klimat, Skały i Wody
   Kronika wydarzeń przyrod.
KULTURA
   Historia
   Etnografia
Filmy edukacyjne
AUDYCJE RADIOWE
ATLAS ROŚLIN
ATLAS GRZYBÓW
ATLAS ZWIERZĄT
PANORAMY TATR
INNE GÓRY
BLOG / NEWSY
WSPÓŁPRACA


Kronika wydarzeń przyrod.
Z życia zwierząt - wiosna 2007
fot. Radosław Mateja
GPS gawry nie odszuka

    Technika zwykle bywa przeciwstawiana naturze. Jednak zdobycze nowoczesnych technologii znajdują swoje zastosowania także w ochronie przyrody i badaniach dzikiej zwierzyny. Także w TPN. Jednak jeszcze długo, większość informacji o tym, co dzieje się w świecie tatrzańskiej fauny, będzie zdobywana w pocie czoła i kosztem bólu w nogach.

    Pierwsze tej wiosny ślady niedźwiedzi pojawiły się w drugiej połowie marca w Dolinach Chochołowskiej i Kościeliskiej. Niestety, niewiele więcej na ten temat możemy powiedzieć, bo nie znalazł się nikt, kto podjąłby tropienie. Szkoda, bowiem ubiegłej zimy nie było ku temu zbyt wielu okazji, a tylko dzięki bezpośrednim tropieniom i obserwacjom w terenie można poznać zwyczaje pokarmowe zwierząt, miejsca wybierane na ukrycia zimowe, czy oszacować liczebność. Tropienia przeprowadzone we wcześniejszych latach wykazały, że tatrzańskie niedźwiedzie, nie wyłączając niedźwiedzic z niedawno urodzonymi młodymi, wykonują wielokilometrowe wędrówki, w czasie których w szybkim tempie potrafią wspinać się na granie powyżej 2000 m n.p.m., nawet gdy leży tam śnieg. Dlatego nie było wielkim zaskoczeniem odnalezienie 2 kwietnia tropów raczej niedużego niedźwiedzia (szerokość odcisku przedniej łapy niespełna 9 cm), który na wysokości ok. 1850 m n.p.m. trawersował Żleb pod Krzyżnem i od strony Szerokiego Żlebu Buczynowego poszedł w górę, w kierunku turni na południowo-wschodnich zboczach Wołoszyna. Tym razem tropienia nie podjęto, gdyż było zbyt ryzykowne ze względu na zagrożenie lawinowe wzrastające z powodu silnej insolacji.

    W tym roku, póki leżał śnieg, niedźwiedzie nie ujawniały swej obecności. Gdy na początku kwietnia nagle wzrosła ich aktywność, ubytki w pokrywie śnieżnej w niższych partiach Tatr uniemożliwiały już dłuższe tropienia. Dlatego warto wspomnieć o niezbyt długim, bo nieco ponad dwukilometrowym tropieniu, przeprowadzonym 12 kwietnia. Tego dnia, około godziny jedenastej turyści idący przez Królową Rówień na Halę Gąsienicową sfilmowali niedźwiedzicę z dwójką zeszłorocznych młodych. Gdy dotarli do „Murowańca”, pochwalili się swoją obserwacją w recepcji. Dzięki uprzejmości Elżbiety Pawlikowskiej informacja ta została szybko przekazana do TPN i możliwe było podjęcie tropienia, po „jeszcze ciepłych” śladach. Trop podjęto na szlaku niecałe 100 metrów powyżej Przełęczy między Kopami. Aby nie niepokoić zwierząt, nie przeprowadzono tropienia „w palce”, tym bardziej że tropy prowadziły w kierunku częściowo już bezśnieżnych zboczy Wielkiej Kopy Królowej. Tropienie „w piętkę” okazało się natomiast bardzo owocne. Okazało się, że niedźwiedzia rodzina przyszła tu przez wierzchołek Kopy Magury i grań Zawratu Kasprowego z rejonu Czuby Jaworzyńskiej. Na trasie tropienia odnaleziono jedno wyleżane miejsce, gdzie prawdopodobnie niedźwiedzica karmiła młode. W urwistych zboczach Czuby Jaworzyńskiej niedźwiedzie przebywały przez kilka dni, jak to zwykle czynią niedźwiedzice z młodymi po opuszczeniu miejsca zimowego spoczynku. Świadczyły o tym liczne tropy w różnym stopniu roztopione oraz ślady na drzewach. Położenie gawry zdradzały dwa świerki obłamane z gałęzi. Samej gawry wówczas nie odnaleziono, gdyż było to zbyt niebezpieczne – teren był bardzo stromy i pokryty ponadmetrową warstwą ciężkiego, mokrego śniegu. Gawrę odszukano dopiero po zejściu śniegu. Okazało się, że za odrapanymi świerkami znajduje się niewielka nyża skalna o długości około 3 m (nieznana wcześniej, roboczo nazwana Siwa Nyża, ok. 1500 m n.p.m.), do której niedźwiedzica zaniosła obłamane gałęzie, moszcząc sobie spory barłóg. Prawdopodobnie pomagały jej w tym młode, choć możliwe, że w czasie, gdy matka zajmowała się budową barłogu w nyży, mościły sobie one własne legowiska, gdyż w pobliżu znaleziono mniejsze składy gałęzi. Prawdopodobnie jednak cała trójka spała razem. Kilkaset metrów niżej natrafiono także na ślady barłogów założonych w ziemnych dołkach przy pniach nisko ugałęzionych świerków. Najpewniej było to dzieło wspomnianej trójki, wykonane w czasie poszukiwania wygodnego miejsca na przezimowanie, gdyż mało prawdopodobne jest, aby w Czubie Jaworzyńskiej gawrowały tej zimy więcej niż cztery niedźwiedzie.

    Czwarty niedźwiedź gawrował bowiem w tym rejonie w znanej od 2002 r. niewielkiej jaskini nazwanej Dziura z Gawrą. Jaskinia ta znajdowała się pod specjalnym nadzorem, ponieważ podejrzewaliśmy, że może się okazać gawrą wieloletnią, jakich w Tatrach nie ma zbyt wiele. Corocznie późną wiosną przeprowadzano tu kontrole, czy danej zimy miała ona lokatora, i aż do tej wiosny wynik kontroli był negatywny. Tym razem na wciąż zalegającym w otworze śniegu stwierdzono ubłocone ślady niedźwiedzia, a na stropie znaleziono znaczne ilości niedźwiedziej sierści. Barłóg wewnątrz wymoszczony był trawami i turzycami (poprzednio świerkową cetyną). Pojawiły się również świeże ślady niedźwiedzich pazurów i zębów na pniach świerków rosnących w pobliżu otworu. Prawdopodobnie spał tu niedźwiedź tropiony 1 kwietnia, który od strony Jaworzyńskich Turni wyszedł na Polanę Jaworzynkę i poszedł w stronę Boczania.

    Siwa Nyża znajduje się około 150 m w linii prostej od Dziury z Gawrą. Jest to jednak teren o bardzo urozmaiconej orografii, a urwiste żleby i ścianki skalne mogły sprawić, że zimujące tu niedźwiedzie nie wiedziały nawzajem o swojej obecności, zwłaszcza jeśli układały się do snu w różnych terminach. A nawet jeśli o sobie wiedziały, to nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo areały poszczególnych osobników nakładają się na siebie, a zachowania terytorialne niedźwiedzi, takie jak znakowanie drzew, są nadal nie do końca wyjaśnioną zagadką przyrody.

    Poza Dziurą z Gawrą w TPN jest jeszcze tylko jedna wieloletnia gawra niedźwiedzi, która jest regularnie kontrolowana od kilku lat. To opisywana już w „Tatrach” (nr 13) jaskinka Gawra nad Suchą Wodą (1510 m n.p.m.). Odkryta została w listopadzie 2003 r. Niedźwiedzie gawrowały tu zimą 2003/2004 oraz zimą 2004/2005, kiedy to urodziły się w niej dwa małe niedźwiadki. Poprzedniej zimy 2005/2006 gawra ta stała pusta, za to w tym roku ponownie posłużyła niedźwiedzicy do wyprowadzenia młodych. Pierwsze tropy przy gawrze zaobserwowano 31 marca. Wówczas jednak jeszcze nie było wiadomo, jakich ma ona lokatorów. Gdy dwa dni później w pobliżu stwierdzono parocentymetrowe tropki małego niedźwiadka, zdecydowano się na zamknięcie zielonego szlaku z Hali Gąsienicowej do Pańszczycy, gdyż wiadomo, że niedźwiedzice z młodymi przez pewien czas po przebudzeniu ze snu zimowego trzymają się blisko gawry, a zimowy wariant szlaku został przedeptany niezgodnie z letnim przebiegiem, w odległości kilkunastu metrów do gawry. Zamknięcie to utrzymano do 7 maja, chociaż niedźwiedzica ostatni raz była tu obserwowana 25 kwietnia. Niestety nie udało się ustalić, czy niedźwiedzica wyprowadziła więcej niż jedno młode. Przez pewien czas obserwowano gawrę przez lunetę, niestety jedyny sprzęt tego typu, jakim dysponuje TPN, okazał się pilnie potrzebny gdzie indziej.

    Oprócz opisanych trzech gawr, z których na wiosnę wyszło łącznie co najmniej 6 niedźwiedzi (2 samice, 2 młode zeszłoroczne, co najmniej 1 młody tegoroczny i 1 osobnik o nieustalonej płci i wieku), tej zimy na terenie TPN, w rejonie Doliny Roztoki, gawrowała jeszcze jedna niedźwiedzica – ta z obrożą telemetryczną założoną ubiegłej jesieni („Tatry” nr 19). Niestety niedźwiedzica spała w miejscu, gdzie nie było wystarczająco dobrego sygnału GPS, i odbiornik na obroży nie zanotował współrzędnych. Nic zresztą w tym dziwnego, bo sygnał satelitarny w lesie słabnie, a znika zupełnie, gdy odbiornik schowany zostanie pod wykrot lub do skalnej nyży, czyli w miejsca, w jakich zwykle zakładane są gawry. Wówczas można posiłkować się nadajnikiem VHF, jaki standardowo montowany jest na telemetrycznych obrożach. Tak było i tym razem, stąd wiadomo, że niedźwiedzica zimowała w TPN. Niestety jak dotąd nie udało się odszukać jej gawry. W trakcie podjętej 11 czerwca próby lokalizacji odnaleziono coś, co najprawdopodobniej służyło niedźwiedziowi za miejsce snu zimowego, ale nie tej zimy. To coś to był wygrzebany dołek pod wykrotem bardzo przypominający gawrę niedźwiedzicy znalezioną ubiegłej wiosny w Suchej Kasprowej. Wątpliwości budzi jedynie fakt, że dołek ten nie był w żaden sposób wymoszczony. Mimo tych wątpliwości mamy pewność, że wiosną bieżącego roku z gawr założonych w polskich Tatrach wyszło co najmniej siedem niedźwiedzi. Skoro już o obrożach mowa, wspomnijmy jeszcze dla porządku, że kolejną obrożę GPS-VHF założono 25 kwietnia dużemu samcowi odłowionemu w Dolinie Miętusiej (szczegóły w internetowym „Biuletynie TPN”).
*
    Jak pisaliśmy w 19 numerze „Tatr”, obroże GPS-VHF zakupiono przede wszystkim z myślą o „Siwej”, czyli enigmatycznej niedźwiedzicy pokazującej się z młodymi przy szlakach turystycznych. Prawdopodobnie ona właśnie spała tej zimy w Siwej Nyży. Prawdopodobnie, bo dopóki nie uda się jej złapać i w jakikolwiek stosunkowo trwały i czytelny sposób oznakować, będziemy mogli mówić o niej tylko w kategoriach prawdopodobieństwa, nie wiedząc dokładnie, czy „Siwa” to siwa czy też siwe (patrz „Tatry” nr 15). Tej wiosny „Siwa” (rzeczywista lub domniemana) pokazywała się w towarzystwie dwójki zeszłorocznych młodych między innymi na Polanie pod Kopieńcem. Szczególnie dużo uciechy dostarczyła natomiast dziennikarzom, pasąc się pomiędzy 24 a 29 kwietnia na Polanie pod Krzyżem w Kuźnicach. Obfotografowana i sfilmowana została tam chyba przez wszystkie dzienniki i telewizje, jakie mają na Podhalu swoich reporterów. W końcu została odegnana na zachód, pojawiając się kolejno w okolicy Małej Krokwi, u wylotu Doliny Białego i na Krzeptówkach. W maju, jak zwykle w okresie rui, przestała się pokazywać, jednak ktoś zdążył puścić plotkę, że jeden z jej młodych został skłusowany. Sprawa była szeroko opisywana przez pewną bulwarówkę, ale że „Tatry” bulwarówką być nie chcą, a afera była grubymi nićmi szyta, spuśćmy na tę plotkę zasłonę milczenia.
*
    Jak zwykle dłużej i snem twardszym od niedźwiedzi spały świstaki. Najściślej kontrolowana świstacza rodzina żyjąca przy trasie narciarskiej w Kotle Gąsienicowym wybiła się na świat niemal identycznie jak w roku ubiegłym – 17 lub 18 kwietnia. Kilka dni wcześniej, bo 26 marca, obserwowano tropy świstaka na grani Uhrocia Kasprowego. Być może pochodził on z rodziny zamieszkującej górne partie Jaworzynki, gdyż rodzina ta zwykle budzi się już w marcu. Ustalenie dokładnej daty wybicia się świstaków w Jaworzynce utrudnia zwykle wczesne ustępowanie pokrywy śnieżnej na tym najniżej w Tatrach położonym stanowisku.
    Aktywność świstaków w pierwszych dniach po otwarciu nory nie jest zwykle zbyt duża. Pojedyncze osobniki podejmują dalsze wędrówki, jednak większość nie opuszcza nory, a jeśli wychodzi to tylko na chwilę i nie oddala się zbytnio. W tym roku do monitoringu aktywności świstaków w pobliżu trasy narciarskiej zastosowano aparat z fotokomórką. Okazało się, że dopóki trasa była otwarta, świstaki wychodziły na światło dzienne jedynie wczesnym rankiem, pomiędzy 6:30 a 7:30. Dopiero 7 maja, czyli w pierwszy dzień po zamknięciu przykolejkowego sezonu narciarskiego, świstaki były aktywne także około południa. Nie wiadomo jednak, czy takie zachowanie zwierząt nie jest spowodowane innymi, naturalnymi czynnikami, na przykład warunkami meteorologicznymi. Aby można było powiedzieć cokolwiek na temat wpływu trasy narciarskiej na aktywność świstaków, należałoby równocześnie monitorować zachowanie się zwierząt w innej, oddalonej koloni, usytuowanej w podobnych warunkach środowiskowych, ale z dala od szlaków. Może uda się to zrealizować w przyszłym roku, po zakupieniu większej ilości fotokomórek.
Mijającej wiosny odnotowano niestety dwa ubytki w nielicznej populacji świstaczej. Czaszkę jednego młodego osobnika odnaleziono pod zachodnią ścianą Kościelca. Prawdopodobnie padł on w roku ubiegłym w norze, a kościec został wyrzucony na zewnątrz przez jego rodzinę w czasie „wiosennych porządków”. Inny osobnik utopił się w Czarnym Stawie Gąsienicowym pod koniec maja. Był to dorosły świstak, o nieustalonej na razie płci, o wadze 3,8 kg i długości 65 cm (w tym ogon 16 cm). Jest to już trzeci przypadek utopienia się świstaka w Stawach Gąsienicowych w ciągu ostatnich kilkunastu lat, w tym drugi w Czarnym Stawie Gąsienicowym.
    Niestety w dalszym ciągu kocioł Czarnego Stawu Gąsienicowego wraz z Kotłem Kościelcowym pozostaje bez stałej kolonii świstaczej. Poprawia się natomiast sytuacja w Pańszczycy, gdzie w tym roku prawdopodobnie doszło do pierwszego od kilku lat przezimowania tych endemicznych tatrzańskich gryzoni. Utrwaliły się natomiast stanowiska świstacze w Dolinach Suchej Kasprowej i Suchej Kondrackiej, gdzie przez wiele lat ich nie było. Można więc mówić o pewnej ekspansji gatunku, chociaż niektórzy fachowcy nie dawali najmniejszych szans na naturalny powrót świstaków na te stanowiska.
*
    Po zimie natrafiono na szczątki tylko jednej padłej kozicy. Było to zeszłoroczne koźlę, które zginęło w Żlebie pod Czerwienicą. Przyczyn nie udało się ustalić. 7 kwietnia odnaleziono jedynie kawałki skóry, treść żołądkową oraz nieliczne kości, w tym fragment czaszki z niewielkimi hakami, co pozwoliło ustalić wiek ofiary. Koźlę to mogło zginąć w lawinie, mogło też paść ofiarą drapieżnika, na przykład rysia. Zwłaszcza że z początkiem kwietnia ryś tropiony był w okolicy Jaworzynki. W rejonie Żlebu pod Czerwienicą w latach ubiegłych odnotowano już dwa udane wiosenne ataki rysia na kozice. Koźlę to mogło też paść łupem wilków, które w tym czasie dziesiątkowały jelenie w Jaworzynce. To, że nie odnaleziono szczątków innych kozic, nie znaczy, że minionej zimy nie było więcej ubytków w ich populacji. Co roku odnajduje się bowiem zaledwie nikły procent kozic, które z różnych przyczyn giną w Tatrach.
    Pod koniec marca odłowiono czteroletnią kozę z chorym prawym okiem (szczegóły w internetowym „Biuletynie TPN”). Kozica z tylko jednym zdrowym okiem traci zdolność przestrzennego widzenia i nie jest w stanie poruszać się po wysokogórskim terenie. Dlatego prawdopodobnie zeszła ona na płaską Polanę Kondratową i kręciła się nieporadnie w kółko. Po wyleczeniu koza została wypuszczona w pobliżu miejsca odłowu. Niestety biurokratyczna machina uniemożliwiła założenie tej kozicy obroży z nadajnikiem i dokładne śledzenie jej dalszych losów nie będzie możliwe. Została ona co prawda oznakowana kolczykiem, ale jak się można spodziewać, tylko przypadkiem od czasu do czasu uda się ten kolczyk wypatrzyć. Szkoda, bo nie dowiemy się już, jak przebiegał proces ponownej adaptacji do naturalnego środowiska kozicy przetrzymywanej przez prawie dwa tygodnie w zagrodzie, ani jak wyglądała kwestia jej akceptacji przez pobratymców, ani czy zastosowane leczenie było w stu procentach skuteczne. Dwie obserwacje w ciągu dwóch miesięcy to za mało. O ile można zrozumieć niechęć urzędników do wydawania zgody na odłów i obrożowanie zwierząt chronionych, o tyle w przypadku osobnika, który padłby niechybnie, gdyby nie został złapany, można się jedynie  dziwić takiej decyzji.
*
    Spośród ptaków szczególną uwagę poświęcono słonce. Z polecenia ministerstwa 10 maja dokonano akcji liczenia słonki w TPN. Pomimo niesprzyjających warunków (silny wiatr) wieczorem tego dnia odnotowano 7 ciągnących samców – po dwa w rejonie Chochołowskiej, Zazadniej i Łysej Polany oraz jednego w Kościeliskiej. Na Hali Gąsienicowej ciągnąca słonka pojawiła się dopiero 31 maja.
    Niestety, wszystko wskazuje na to, że w tym roku nie doczekamy się przychówku orłów przednich w polskiej części Tatr Zachodnich. Jest natomiast szansa, że po wielu latach może dojść do lęgu tych królewskich ptaków w polskich Tatrach Wysokich. Na taką możliwość wskazuje obserwacja pary orłów wykonujących 27 marca majestatyczny lot tokowy nad granią Koszystej. Dopóki jednak nie uda się zlokalizować gniazda z pisklęciem, nie można mówić o powrocie orłów w te rejony.
Podobnie z sokołem wędrownym. Pomimo kilkukrotnych obserwacji tych ptaków w różnych rejonach TPN, nadal nie ma pewnego stwierdzenia lęgu. Szczęśliwie, kolejny już rok lęgną się natomiast bociany czarne w rejonie Zgorzeliska. Te stosunkowo rzadkie ptaki zalatują na żer aż do Morskiego Oka.
*
    Morskooczną sensacją tej wiosny stała się natomiast „ryba-gigant”, jaka pojawiła się w krystalicznej wodzie wśród wygłodzonych pstrągów. Jest ona co najmniej cztery razy dłuższa od przeciętnego, dużego pstrąga potokowego, jakiego można wypatrzyć w strefie przybrzeżnej Morskiego Oka. Trudno z całą pewnością stwierdzić, co to za ryba. Może to być jakiś bardzo stary pstrąg potokowy, który uchował się gdzieś w rozległej toni jeziora. Może to być też troć jeziorowa, której narybek wpuszczano w przeszłości do Morskiego Oka. Może to być wreszcie troć wędrowna, której jakimś cudem udało się przedrzeć przez liczne zapory dzielące Morskie oko od morza. Diagnoza (zwłaszcza bez wyciągania ryby z wody) nie jest łatwa, bo wszystkie te ryby są trzema różnymi formami tego samego gatunku. Może to być zresztą zupełnie coś innego, bo przecież dzięki ludzkiej przedsiębiorczości w polskich wodach pojawiły się ostatnio piranie. A „ryba –gigant”, która raczej na pewno należy do rodziny łososiowatych, pływa sobie spokojnie i szczerzy wielkie zęby do turystów.
*
    Na koniec z kronikarskiego obowiązku zakomunikujemy jeszcze o dwóch masowych pojawach bezkręgowców. W ostatnich dniach marca gdzieniegdzie, zwłaszcza w zacienionych miejscach w pobliżu potoków, można było obserwować pchlicę śniegową (lub jak wolą niektórzy pchlice śniegowe), a w połowie maja powierzchnia niektórych stawów tatrzańskich i innych kałuż pokryła się kożuchem, jaki utworzyły mszyce pomieszane z pyłkami świerków. Ale to już zupełnie inna historia.
(artykuł ukazał się w kwartalniku "Tatry")

Tekst: Tomasz Zwijacz Kozica
Filip Zięba

«« Powrót do listy
    Drukuj     Wyślij znajomemu    Ilość odwiedzin   10464

POZNAJ TATRY Copyright © MATinternet s.c. - Z-NE.PL - ZAKOPANE 1999-2024  ::  14801348 odwiedzin od 2007-01-09   ONLINE: 16