tu jesteś:   STRONA GŁÓWNA
Poznaj Tatry
NATURA
   Zielony Świat Tatr
   Zwierzęta Tatr
   Klimat, Skały i Wody
   Kronika wydarzeń przyrod.
KULTURA
   Historia
   Etnografia
Filmy edukacyjne
AUDYCJE RADIOWE
ATLAS ROŚLIN
ATLAS GRZYBÓW
ATLAS ZWIERZĄT
PANORAMY TATR
INNE GÓRY
BLOG / NEWSY
WSPÓŁPRACA


Kronika wydarzeń przyrod.
Z życia zwierząt - lato 2006
zięba fot. Tomasz Zwijacz - Kozica
    Lato 2006 r. było znacznie cieplejsze od poprzedniego. Nie obyło się co prawda bez opadów śniegu w wysokich partiach Tatr, jednak dla większości tatrzańskich zwierząt był to udany sezon. Zawsze można znaleźć jakieś powody do narzekania. Zwierzęta jednak tym różnią się od wiecznie niezadowolonych ze zbyt małego strumienia gotówki niektórych mieszkańców Podhala, że nie utyskują na swój los, nawet, jeśli mają ku temu powody.

    Powodów do radości nie miała tego lata niedźwiedzica "Siwa" (zostańmy przy tej nazwie, nawet jeśli byłaby to nazwa zbiorowa - patrz artykuły w poprzednich numerach "Tatr"), która 25 czerwca po raz ostatni widziana była wraz z trójką tegorocznych młodych w Wyżniej Świstówce w Dolinie Małej Łąki (inf. Zbigniew Mierczak). Cała czwórka podchodziła wówczas po płacie śniegu w stronę Kotlin, a równocześnie pod Przechodem obserwowany był inny, duży niedźwiedź. Dwa dni później niedźwiedzica, ale już z dwójką młodych pojawiła się na Tomanowej Przełęczy (inf. Jadwiga Trojan). Czy na pewno była to "Siwa" - nie wiadomo. Od tego czasu nie zauważono jednak w TPN żadnej niedźwiedzicy z trójką młodych. Wszystko wskazuje więc na to, że jeden z trójki niedźwiadków urodzonych minionej zimy w gawrze nad Doliną Suchą Kasprową stracił życie. Okoliczności tego wypadku pozostaną na zawsze tajemnicą, można jednak przypuszczać, że podobnie jak w ubiegłym roku stało się to za przyczyną jakiegoś dorosłego samca.

    Zabójcą mógł być jeden z trzech osobników, które 24 czerwca widziane były wraz z rodziną "Siwej" w górnej części Małej Łąki - dwa w rejonie Baranich Schodów i jeden pod Siwarową (inf. Miłosz Martynowicz). Taka nadzwyczajna koncentracja niedźwiedzi w jednej dolinie, zdaje się być w sprzeczności z samotniczym trybem życia tych zwierząt. Zdarza się jednak, że w przypadku obfitości pokarmu tolerują one towarzystwo większej liczby przedstawicieli swojego gatunku. O koncentracji niedźwiedzi w Małej Łące zadecydowały zapewne soczyste ziołorośla tej żyznej wapiennej doliny. Był to także okres rui, kiedy samce poszukują partnerek. Możliwe, że zaplątał się tu także jeden z przedwcześnie odstawionych młodych z poprzedniego miotu, uporczywie poszukujący kontaktu z matką.

    Kolejny raz "Siwa" pojawiła się dopiero rankiem 21 lipca w lesie nad Myślenickimi Turniami. Żerowała na roślinach rosnących w pobliżu szlaku, a towarzyszyły jej tylko dwa maluchy. Była jednak bardzo ostrożna. Nerwowo reagowała na odgłosy dochodzące z lasu i zanim na szlaku pojawili się pierwsi turyści, usunęła się z ich pola widzenia. Na Hali Gąsienicowej cała trójka widziana była po raz pierwszy 4 sierpnia, gdy pasła się na dojrzewających borówkach powyżej "Betlejemki". Od tego czasu, co kilka dni widywana była to na Hali Królowej, to na Kondratowej, to na Kopie Magury, to w Goryczkowej, to zaś na Uhrociu Kasprowym. Żerowała głównie na borówkach, nie gardziła także larwami os i mrówek. Do jej ciekawszych wyczynów należy trawers Skałki na zboczach Uhrocia Kasprowego (inf. Jan Cichocki). Niedźwiedzie raczej zachowywały bezpieczny dystans i nie wykazywały oznak agresji. Niedźwiedzica bywała natomiast wyraźnie zaniepokojona, gdy baraszkujące maluchy znikały jej na moment z oczu. Wówczas nerwowo węszyła i biegła ich śladem. Turyści zachowywali się w stosunku do niedźwiedzi dość poprawnie. Przystawali na szlaku, pokazywali sobie palcami niedźwiedzią rodzinkę, fotografując i filmując czym, kto miał. Czasem ktoś zadzwonił do TOPR-u lub do TPN-u. Tym razem posiadacze aparatów w telefonach komórkowych nie byli najbardziej niesubordynowani. Do niedźwiedzi starali się podejść głównie właściciele długoogniskowych obiektywów. Być może mieli nadzieję, że w razie czego ciężka luneta okaże się przydatna jako narzędzie walki.
*
    O ile "Siwa", to cały czas jedna i ta sama niedźwiedzica, tegoroczne młode byłyby już co najmniej trzecim jej miotem. Pierwsza była dwójka urodzona zimą 2000 na 2001 r. Przychówek ten pozostawał z matką przez trzy lata, aż do jesieni 2003 r. Zimą 2003 na 2004 r. Siwa urodziła trzy młode, które pozostawały z nią aż do maja 2005 r., kiedy to jeden z nich został rozszarpany przez innego niedźwiedzia. Latem 2005 r. Siwa była już sama, co się stało z pozostałą dwójką - nie wiadomo. Podejrzewa się, że jeden z przedwcześnie opuszczonych przez matkę maluchów pojawiał się jesienią ubiegłego roku w rejonie Kondratowej. Został wówczas "ochrzczony" przez strażników TPN. Aby jednak uniknąć kolejnego wróżącego nieszczęście przypadku nadania tatrzańskiemu niedźwiedziowi chrześcijańskiego imienia, a jednocześnie pozostać w zgodzie z intencją "ojców chrzestnych", nazwijmy go "Jaro". Prawdopodobnie tenże "Jaro", młody i chudy, dwuipółroczny niedźwiadek o nadzwyczaj jasnej sierści widziany był 25 czerwca w ziołoroślach na półce skalnej w ścianie Wielkiej Turni nad Małą Łąką. 7 lipca pojawił się na Hali Gąsienicowej. Przeszedł w pobliżu schroniska, dał się także sfotografować na szlaku pod Karczmiskiem (inf. Grzegorz Bargiel). Przez całe lato kręcił się po okolicy, żerując na ziołoroślach, borówkach, zaczerwionych prawdziwkach, larwach os i mrówek, a prawdopodobnie także na odpadkach i smakołykach podrzucanych przez turystów. Za tym ostatnim przemawia jego zachowanie. "Jaro" często kręcił się w pobliżu szlaków, podchodząc na kilka metrów do ludzi i przyjmując wyraźnie wyczekującą postawę. Wyglądało to tak, jakby kątem oka obserwował ludzi na szlaku, czekając, aż ktoś rzuci mu jakiś smakołyk.

    Pod koniec sierpnia "Jaro" upodobał sobie spokojne okolice Doliny Pańszczycy. 17 sierpnia obserwowano go kąpiącego się w Czerwonym Stawku, a później wyjadającego świerząbki spomiędzy tojadów. Najczęściej jednak pasł się na borówkach na polankach w gąszczu kosodrzewiny. Bardzo bliskie spotkanie z nim miał Marcin Strączek Helios, pracujący sezonowo w TPN, gdy 1 września szedł uprzątnąć zdewastowany punkt triangulacyjny z Koszystej. Gdy wspinał się żlebem od Czerwonego Stawku, nagle usłyszał nad głową charakterystyczne sapnięcie i zobaczył na wysokości swojej głowy długie pazury przedniej łapki tegoż "misia". Marcin przetestował wszystkie znane mu rady na okoliczność spotkania z niedźwiedziem - od biernej postawy wyczekującej, przez oddalanie się, po próbę odstraszania. Przez dłuższą chwilę "Jaro" jednak chodził za nim po kosówkach, zanim na nowo zajął się objadaniem jaferu. Bardzo możliwe, że takie zachowanie niedźwiedzia było konsekwencją wcześniejszego przypadkowego dokarmiania przez turystów. Strach pomyśleć, co będzie, jak "Jaro" podrośnie. Zważywszy, że dorosły niedźwiedź potrafi zjeść kilkadziesiąt kilogramów karmy dziennie, próba wykupienia się za pomocą kanapki skazana jest na niepowodzenie.

    Nie ma pewności, czy "Jaro" to rzeczywiście potomek "Siwej". Przemawia za tym co prawda jasne umaszczenie i pewne cechy zachowania, ale jedynie badania genetyczne mogłyby rozstrzygnąć tę kwestię. Bez względu na stopień pokrewieństwa, oba te niedźwiedzie są obecnie najbardziej oswojone z ludźmi spośród niemożliwej do dokładnego określenia liczby osobników zamieszkujących TPN. Nie stwarzają jednak większych problemów. O dziwo od pewnego czasu nie ma też problemów z niedźwiedziami w okolicy Morskiego Oka. Sytuacja uspokoiła się prawdopodobnie dzięki właściwej profilaktyce, przede wszystkim odpowiedniemu zabezpieczaniu odpadków, regularnemu sprzątaniu Drogi Oswalda Balzera i likwidacji koszy na śmieci, jakie jeszcze trzy lata temu próbowano ustawiać wzdłuż tego traktu. Nie znaczy to, że niedźwiedzie nie pojawiają się w tej okolicy - na przykład 4 sierpnia spotkanie z niedźwiedzicą i dwójką jej młodych miał nad Włosienicą instruktor PZA Waldemar Niemiec.
*
    Upalny lipiec i umiarkowanie ciepły sierpień powinny były korzystnie wpłynąć na populację tatrzańskich świstaków. Nie ma jednak pewności, czy rzeczywiście tak się stało. Młode świstaki udało się zaobserwować zaledwie w kilku koloniach i to najczęściej tylko po jednym osobniku. Inna rzecz, że obserwacje nie były prowadzone z wystarczającą regularnością.

    Z drugiej strony, piękny i bezchmurny lipiec sprzyjał nie tyle świstakom, co polującym na nie drapieżnikom - zwłaszcza orłom. W taki właśnie bezchmurny dzień, 20 lipca, zaobserwowano orła niosącego do gniazda upolowanego dorosłego świstaka (inf. Zbigniew Mierczak). W gnieździe przebywał wówczas domagający się pokarmu podrastający pisklak, który w tym roku szczęśliwie został odchowany przez jedyną parę orłów przednich gniazdującą w TPN. Jak dużą część liczącej około 200 świstaków populacji upolowała tego roku ta para - nie wiemy. A na świstaki w TPN polują zapewne także orły lęgnące się w Tatrach Słowackich.

    Szczątki innego, tym razem młodego świstaka, odnaleziono w pobliżu lisich nor w Dolinie Jaworzynki (13 sierpnia, inf. Jan Cichocki i Magdalena Wrzesień). Są to najwyżej położone ze znanych w TPN lisich nor rozrodczych (1350 m n.p.m.) i sąsiadują z najniżej położoną kolonią świstaków w Tatrach. Sąsiedztwo lisów najwyraźniej nie służy świstakom. Od kiedy dwa lata temu lisy zadomowiły się tu na dobre, liczebność świstaczej koloni wyraźnie spadła. Dawniej każdego lata widywano tu po 3-4 młode, w tym roku udało się zaobserwować tylko jedno.

    Lisy uważane są za dość pospolite w TPN. Opinia ta oparta jest jednak na lichych przesłankach. W porównaniu do innych drapieżników, lisy są obserwowane bardzo często. Wpływa na to jednak nie tylko względnie duża liczebność, ale także charakter tych zwierząt - duża ruchliwość i nieunikanie kontaktów z ludźmi. Jak dotąd nie znamy dokładnie lisich areałów w TPN. Nie wiemy też, jak duża część ich populacji korzysta z kanapek podrzucanych przez turystów. Liczebność lisów w TPN szacowana jest na około 100 osobników, jednak znane stanowiska rozrodcze tego gatunku można policzyć na palcach jednej ręki. Podobne wątpliwości dotyczą także innych gatunków zwierząt. W najbliższym czasie, należy urealnić metody inwentaryzacji zwierzyny w TPN i przestać się opierać na zaczerpniętym z tradycji kół łowieckich spisywaniu stanów na podstawie subiektywnej oceny - "po uważaniu" leśników i strażników.
*
    Umiarkowanie korzystną opinię na temat mijającego lata powinny mieć kozice. Przychówek był dosyć znaczny. Skoncentrowana na zagadnieniu przyrostu naturalnego wiosenna akcja liczenia kozic przeprowadzona 28 czerwca równocześnie po polskiej i słowackiej stronie przyniosła optymistyczne rezultaty. W TPN udało się zaobserwować 117 osobników, w tym 27 tegorocznych koźląt. Największy kierdel obserwowano w rejonie Skrajnej Przełęczy - 23 osobniki, w tym 9 tegorocznych. Po konsultacji z TANAP-em, dla całych Tatr przyjęto liczbę 488 zaobserwowanych kozic, w tym 99 koźląt. Pogoda w dniu liczenia była korzystna, wynik można więc uznać za wiarygodny, co bynajmniej nie znaczy że w Tatrach żyje dokładnie 488 kozic! Pogłowie kozic tatrzańskich utrzymuje się od pewnego czasu na poziomie około 450-500 osobników, wykazując niewielką tendencję zwyżkową. Nie jest to liczba duża, pozwala jednak na przesunięcie endemicznego podgatunku kozicy tatrzańskiej z kategorii CR (zwierząt krytycznie zagrożonych) do EN (zagrożonych) według najnowszych kryteriów czerwonej księgi Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody.

    Od czasu do czasu pojawiały się informacje o kozicy prowadzącej dwójkę koźląt. Zawsze przy takiej okazji powstaje pytanie, czy koza ta powiła bliźniaki, czy też chwilowo opiekowała się potomstwem innej matki. Bardziej prawdopodobna wydaje się zawsze druga wersja. Ciężarna koza, nosząca bliźniaki, byłaby zbyt ociężała, aby przetrwać wysokogórską zimę, a urodzone na wiosnę młode byłyby zbyt słabe, aby przetrwać kaprysy aury. Wiadomo natomiast, że wszystkie koźlęta żyjące w stadzie bawią się razem i są na zmianę pilnowane przez dorosłe kozy. Czasem udaje im się także ssać obcą mamę. 9 czerwca obserwowano na przykład kozicę, która karmiła dwa koźlęta. Gdy usiłował przyssać się trzeci maluch, koza odgoniła całą trójkę i koźlęta rozbiegły się do swoich matek. Zostało to sfilmowane 9 czerwca pod Kopą Magury.

    Smutnym wydarzeniem było znalezienie świeżych kości koźlęcia w pobliżu wspomnianych już lisich nor w Dolinie Jaworzynki (13 sierpnia, inf. Jan Cichocki i Magdalena Wrzesień). Niewykluczone, że były to szczątki koźlęcia z wyraźną dysfunkcją tylnych kończyn, obserwowanego wiosną w rejonie Kopy Magury.

    Natomiast kompletnym zaskoczeniem i zagadką było pojawienie się kozicy na Nosalu. Zauważono ją po raz pierwszy 29 lipca. Stała na niewielkiej półeczce skalnej. Chociaż kozice widywane już były w trudniejszych i bardziej eksponowanych miejscach, sytuacja wydawała się niepokojąca, gdyż zwierzę stało nieruchomo w jednym miejscu przez cały dzień, spoglądając z góry na ruchliwą aleję Przewodników Tatrzańskich, a 20 metrów nad nią kręcili się turyści. Zadecydowano, że jeżeli do następnego ranka kozica nie zmieni swojej pozycji, trzeba będzie jej pomóc wydostać się stamtąd. Pomysłów, jak wydobyć nieszczęsne zwierzę ze ściany, było wiele, na szczęście następnego dnia rano koza była na innej, nieco szerszej półce, gdzie mogła się nawet położyć. Akcja ratunkowa została odwołana, i bardzo dobrze, bo prawdopodobnie skończyłaby się ona śmiercią lub kalectwem zwierzęcia i niedoszłych ratowników. Po dwóch dniach pobytu w skalach Nosala, kozica poszła w las.

    Pozostało kilka pytań bez odpowiedzi. Jak kozica się tu dostała? Co ją skłoniło do tak dalekiej wędrówki? Czy koza bała się, stojąc na małej półeczce, czy też było to najbezpieczniejsze miejsce, jakie mogła znaleźć? Czy udało się jej wrócić w krainę turni? Można by snuć długie opowieści. Pewne jest, że w trochę innym świetle trzeba przyjrzeć się relacjom sprzed kilku lat, mówiącym o obecności kozic na Nosalu. Przyroda po raz kolejny pokazała nam, że  możliwe jest więcej niż nam się wydaje.
*
    Jedna z hipotez na temat przyczyn pojawienia się kozicy na Nosalu mówi, że została ona tam zagnana przez wilki. Odnalezienie śladów wilków 31 lipca pod Kopą Magury mogłoby tę hipotezę uwiarygodnić. Jeśli jednak zna się metody polowania wilków i strategię ucieczki kozic, trochę trudno sobie wyobrazić kozicę uciekającą przed wilczą watahą po krzakach Skupniowego Upłazu i lasach Boczania. Ale cóż, natura ciągle rozwija naszą wyobraźnię.

    Wilki nie były tego lata zbyt aktywne. Pojawiały się od czasu do czasu w różnych miejscach, 8 sierpnia na Polanie Chochołowskiej zagryzły owcę z kierdla bacy Andrzeja Zięby Gala, a 12 sierpnia łanię w Lesie Gąsienicowym na skraju Królowych Rówienek. Pomimo licznych prób wokalizacji nie udało się potwierdzić, że w tym roku jakaś wataha wyprowadziła młode na terenie TPN. Szczenięta słyszane były w rejonie Furkaski, ale już po słowackiej stronie granicy.
*
    Liczebność populacji drapieżników jest uzależniona od obecności potencjalnych ofiar. Wilki najchętniej polują na jelenie, tych jednak było tego lata nieco mniej. Dała im się we znaki śnieżna zima. A zimna wiosna nie pomogła odtworzyć pogłowia jeleni, powodując ubytki w tegorocznym przychówku. Na padłe cielę natrafiono na przykład 15 czerwca w Lesie Gąsienicowym. Rzadko obserwowano większe chmary łań. Wyjątkiem było stado liczące 14 sztuk, które wieczorem 23 lipca wyszło na wierzchołek Kasprowego Wierchu i pasło się pomiędzy obserwatorium meteorologicznym a górną stacją kolejki linowej. Zwykle widywano stadka składające się z samotnych matek z młodymi. Tradycyjnie na początku września rozpoczęło się rykowisko.

    Minął natomiast już okres godowy saren, które w przeciwieństwie do jeleni, wiodą bardziej samotniczy tryb życia. W lipcu dość często można było zauważyć parę saren - rogacza pilnującego swojej wybranki zwanej kozą. Dużo tego typu okazji nadarzyło się na przykład w Jaworzynce. W czasie rui (zwanej gonem) rogacz dosłownie ugania się za kozą. Ta rytualna gonitwa często odbywa się po zamkniętym kręgu o promieniu zaledwie kilku metrów. Sarny są w tym bardzo wytrwałe. Ślady takiej gonitwy pozostały na Królowej Równi, gdzie wokół niewielkiej skałki, sarny wydeptały ostrymi racicami elipsoidalny krąg o szerokości 2 na 3 metry.
*
    Z innych obserwacji wspomnieć też trzeba o stwierdzeniu nietoperza borowca (10 sierpnia) i smużki (11 sierpnia) na Królowych Rówienkach. W obu przypadkach są to najwyżej w Polsce położone stanowiska tych ssaków (inf. Jan Cichocki).

    Tegoroczne lato okazało się korzystniejsze od ubiegłorocznego także dla bocianów czarnych. Na jedynym znanym stanowisku w rejonie Małego Cichego udało im się odchować dwójkę młodych. W tym roku jednak bociany nie przylatywały na żer do Stawków Gąsienicowych. Kolejny sezon badań nad pomurnikami prowadził w TPN na potrzeby swojej pracy magisterskiej Krzysztof Stępniewski. Niejako przy okazji dokonał obserwacji śpiewającego samca wójcika na Hali Kondratowej (7 czerwca). Udało się mu jednak zlokalizować tylko jedno gniazdo pomurników - na Raptawickim Murze. Nie pomogły apele o pomoc do taterników i turystów rozwieszane w tatrzańskich schroniskach. Jedna z nielicznych odpowiedzi na ten apel dotyczyła obserwacji pojedynczego pomurnika na Gęsiej Szyi 12 lipca. 11 sierpnia na wierzchołku Świnicy obserwowano płochacza halnego zaopatrzonego w dwie kolorowe obrączki. Prawdopodobnie założyli je Słowacy. Jeśli uda nam się zdobyć więcej szczegółów, poinformujemy czytelników "Tatr" o losach tego ptaka.
*
    Przyroda nie zna pojęcia zła i dobra. Co dla jednych gatunków jest dobre, dla innych oznacza śmierć i zagładę. Dlatego lepiej powstrzymać się od wartościowania i przykładania do wszystkiego ludzkiej miary. Parki narodowe to ostatnie miejsca na ziemi, gdzie przyroda może rządzić się własnymi prawami. Cieszmy się tym i obserwujmy, pozostając nieco z boku.
(artykuł ukazał się w kwartalniku "Tatry")

Tekst: Filip Zięba
        Tomasz Zwijacz Kozica
niedziewdzica z młodymi fot. Tomasz Zwijacz - Kozica

«« Powrót do listy
    Drukuj     Wyślij znajomemu    Ilość odwiedzin   12141

POZNAJ TATRY Copyright © MATinternet s.c. - Z-NE.PL - ZAKOPANE 1999-2024  ::  14801557 odwiedzin od 2007-01-09   ONLINE: 10