"
Wyjątkowo śnieżna i nieco przeciągająca się zima opóźniła nadejście wiosny". Tak zaczynał się artykuł o wydarzeniach w świecie tatrzańskiej fauny, zamieszczony w letnim numerze "Tatr" w 2005 r. Tym razem mógłby się zacząć tak samo. "Wyjątkowo długo" jak przed rokiem, bo do 7 maja włącznie, otwarta była trasa narciarska w Kotle Gąsienicowym. Ta data związana jest jednak bardziej z kalendarzem tzw. długich weekendów niż z cyklami natury. Natomiast w bogatej gamie zjawisk faunistycznych, można znaleźć istotne różnice pomiędzy dwoma następującymi po sobie latami. Niektóre zdarzenia zwiastowały wcześniejsze niż przed rokiem nadejście wiosny, inne wieszczyły dłuższe trwanie zimy niż w "wyjątkowym" 2005 roku.
Pierwsze tej wiosny tropy niedźwiedzi zaobserwowano w TPN dwa tygodnie później niż przed rokiem. Natknęli się na nie skiturowcy podążający 16 marca ze schroniska w Roztoce ku Hali Gąsienicowej. Wyraźne ślady łap zobaczyli w okolicy Polany pod Wołoszynem. Nieduży niedźwiedź podążał cały czas czerwonym szlakiem ku Równi Waksmundzkiej. Niecałe pół kilometra przed siodłem polany skręcił ze ścieżki w prawo (inf. Piotr Budzyna i Paweł Smuszkiewicz). Pracownikom parku nie udało się już natrafić na trop prowadzący z gawry do szlaku, toteż nie dowiemy się, gdzie ten niedźwiedź spędził zimę - możliwe, że spał na Słowacji. Natomiast tropienie "w palce" prowadziło przez Gęsią Szyję i Dolinę Filipki na południowe zbocza Filipczańskiej Skałki. Tu jednak pokrywa śnieżna była w znacznym stopniu wytopiona i trop zgubił się na trawiastej płasience. Cała trasa (od Polany pod Wołoszynem) miała prawie 4 km długości i jak można wnioskować po śladach, niedźwiedź przeszedł ten dystans bez dłuższego odpoczynku i poszukiwania pokarmu. Dwukrotnie wychodził na śródleśne skałki, skąd prawdopodobnie rozglądał się po okolicy i "łapał wiatr w nozdrza". Raz penetrował wykrot, możliwe że sprawdzał jego przydatność na przejściowy barłóg.
Okolice Doliny Filipki i Kop Sołtysich to rejon, gdzie po raz ostatni tropiono niedźwiedzia w ubiegłym roku. Możliwe, że był to ten sam młody, niedoświadczony osobnik, który miał kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego miejsca na gawrę. Co prawda, wymiary tropów grudniowych i marcowych różnią się nieco, ale istnieje możliwość błędu w pomiarach dokonywanych przez dwie różne osoby. Nie można więc wykluczyć, że również 1 kwietnia tropiono tego samego niedźwiedzia. Na trop trafiono koło szesnastej na tzw. starej nartostradzie. Był to bardzo świeży, niemal ciepły ślad. Niedźwiedzie łapy równo układały się na śladach nart pozostawionych 3-4 godziny wcześniej przez piszącego te słowa - odciski prawych łap na jednym, a lewych na drugim torze. Tym razem udało się odnaleźć miejsce, w którym niedźwiedź spał. Nie była to jednak typowa gawra. Pod pokaźnym świerkiem rosnącym w gęstym młodniku odnaleziono głęboki na metr dołek w śniegu o średnicy ok. 60 cm, wymoszczony cetyną. Kilka metrów od tego miejsca, pod innym dorodnym świerkiem, odnaleziono ślady legowiska założonego prawdopodobnie jesienią w 2004 r. Zarówno tej zimy, jak i poprzedniej były to prawdopodobnie tylko przejściowe barłogi, a niedźwiedź spał w nich najwyżej kilka dni. Tej wiosny, po odpoczynku przeszedł przez Herbik, przeciął nartostradę z Hali Gąsienicowej do Kuźnic. Zboczami Wielkiej Kopy Królowej i Skupniowego Upłazu poszedł w kierunku Boczania, częściowo wykorzystując tzw. starą nartostradę. I tym razem nie stwierdzono, aby posilał się na blisko pięciokilometrowej trasie.
Wiosną turyści często pytają, czy niedźwiedzie już wstały. W tym pytaniu jest nie tylko ciekawość, ale i obawa, że wygłodniałe rzucą się na każdy napotkany kawałek mięsa, nie wyłączając ssaków dwunożnych. Tymczasem przy pierwszych wiosennych tropieniach niedźwiedzi rzadko odnajduje się ślady ich żerowania. Prawdopodobnie zwierzęta potrzebują trochę czasu, aby przestawić się z opartego na zapasach tłuszczu metabolizmu zimowego na świeży pokarm. Podobnie jest u ludzi - nadmierne łakomstwo po długotrwałej głodówce można przypłacić skrętem kiszek.
*
Pierwsze tej wiosny obserwacje niedźwiedzicy z tegorocznym potomstwem również miały miejsce dwa tygodnie później niż w roku ubiegłym. 25 kwietnia pracownicy PKL-u zauważyli w okolicy piątej podpory kolejki na Kasprowy Wierch niedźwiedzicę i dwie czarne kulki, które okazały się być jej tegorocznym przychówkiem. Już w listopadzie ubiegłego roku podejrzewano, że w tej okolicy niedźwiedź założył gawrę. Właśnie tu po raz ostatni w roku ubiegłym obserwowano osobnika, który pokazywał się przy szlakach turystycznych w okolicy Hali Gąsienicowej. Podejrzewano, że to może być "Siwa", ale chyba nikt się nie spodziewał, że w tym miejscu przyjdą na świat młode niedźwiadki.
Niedźwiedzica z potomstwem pokazywała się od czasu do czasu w stromych żlebach pod linami kolejki, ale raczej nie wychodziła na otwartą przestrzeń. 2 maja okazało się, że młodych jest jednak trójka. Niedźwiedzica coraz częściej wychodziła na bezleśne polanki i strome płaty śniegu i widoczna była z wagonika kolejki. Wydawać by się mogło, że ruch nad głową zupełnie jej nie przeszkadza, ale gdy tylko ktoś wychylił się przez otwarte okno i zbyt głośno próbował komentować to, co widzi, niedźwiedzica zaganiała swoje pociechy w pobliskie krzaki. Raz nawet próbowała nastraszyć pasażerów gondoli dyndającej nad jej głową.
W połowie maja cała czwórka przeniosła się na Polanę Jaworzynka. Przez tydzień niedźwiedzia rodzina pełniła rolę lokalnej atrakcji, nęcąc rzesze fotoreporterów i dziennikarzy, a przy okazji strasząc co wrażliwszych turystów. Niedźwiedzica zachowywała się poprawnie - była raczej płochliwa i gdy tylko ktoś wykazywał nadmierne zainteresowanie jej rodziną, chowała się w zaroślach wraz z trójką młodych. Po tygodniu najwyraźniej miała dość roli maskotki. Podobno 29 maja pojawiła się jeszcze na Hali Kondratowej i jak na razie słuch po niej zaginął.
Jest kilka poszlak wskazujących na to, że wspomniana niedźwiedzica to znana już naszym czytelnikom "Siwa". Po pierwsze w Polskich Tatrach nie ma zbyt wielu niedźwiedzic. Po drugie jej umaszczenie czasem wydaje się być bardzo jasne, zwłaszcza głowa. Po trzecie zachowuje się bardzo podobnie - żeruje na polanach w pobliżu ścieżek turystycznych. Wszystkie te poszlaki pozwalają snuć opowieści przy ognisku, nie mogą jednak służyć badaniom naukowym. Równie dobrze może to być choćby córka "Siwej", która odziedziczyła po matce wygląd i cechy charakteru. Może to być też zupełnie niespokrewniona z "Siwą" niedźwiedzica, przypadkiem powielająca jej "wyjątkowy" wygląd i zachowanie.
W czasie, gdy domniemana "Siwa" żerowała na zieleniącej się Jaworzynce, w lesie tuż obok stała klatka z mięsną przynętą. Niedźwiedzie nie były jednak zainteresowane padliną. Zwierzęta tego gatunku mają dobrą pamięć, mało prawdopodobne wydaje się więc wejście do klatki niedźwiedzia, który już wcześniej miał jakiś nieprzyjemny kontakt z żelaznymi kratami. "Siwa" już taki kontakt miała, gdy w maju 2001 r. do klatki wszedł jej półtoraroczny potomek. Wszystko wskazuje na to, że jeżeli w Tatrach ma być w dalszym ciągu prowadzony program radioletemetrycznego monitoringu niedźwiedzi, trzeba będzie sięgnąć do innych niż klatka metod ich unieruchomiania. A schwytanie niedźwiedzia jest konieczne, aby założyć mu obrożę z nadajnikiem. Na szczęście ostatnio nie ma większych problemów na styku wciskającej się w Tatry cywilizacji z populacją żyjących tu niedźwiedzi. A problemy te były głównym powodem, dla którego w rozpoczęto radiotelemetrię gatunku Ursus arctos.
Pojawianie się niedźwiedzic przy szlakach turystycznych może mieć zupełnie inną genezę niż tak zwana synantropizacja. Istnieje bowiem poparta dowodami teoria, która mówi, że niedźwiedzice z młodymi często przebywają w okolicy odwiedzanej przez ludzi, gdyż tu jest mniejsze prawdopodobieństwo napotkania niedźwiedzia samca, który mógłby mieć złe zamiary wobec ich potomstwa. Możliwe, że z podobnych przyczyn pojawiają się przy szlakach także i młode osobniki, niedawno odstawione przez matkę, na przykład takie, jak ten, który 2 maja pasł się około 40 metrów od szlaku w górnej części Doliny Strążyskiej (inf. Jarosław Michalski).
*
Świstaki zaczęły się pokazywać po śnie zimowym mniej więcej w tym samym czasie, co ubiegłej wiosny. Wokół nor najniżej położonej tatrzańskiej kolonii śnieg wytopił się, zanim świstaki zdążyły wygrzebać w nim tunel, toteż data ich pierwszego wyjścia nie została dokładnie ustalona. Nastąpiło to chyba przed Wielkanocą, a cztery świstaki widziane były tu 18 kwietnia (inf. Rajmund Starzyk). Najstaranniej monitorowaną świstaczą kolonią w Tatrach jest chyba ta z Kotła Gąsienicowego. Miejsce, w którym hibernują gryzonie, znajduje się kilkadziesiąt metrów nad trasą narciarską. W kwietniu jest ono kontrolowane niemal codziennie. Natychmiast po stwierdzeniu pierwszych śladów aktywności zwierząt teren jest dodatkowo zabezpieczany przed nielegalną penetracją narciarską i turystyczną. W tym roku świstaki wybiły się tu w lany poniedziałek, 17 kwietnia, czyli o trzy dni wcześniej niż w latach poprzednich. Pomimo "wyjątkowo" śnieżnej zimy jest to najwcześniejsza data przebudzenia się tej kolonii, spośród zanotowanych w bieżącym tysiącleciu.
W pierwszych dniach po przebudzeniu, świstaki nie są zbyt aktywne. Czasem, przez kilka kolejnych dni, wokół wylotu wykopanego w śniegu tunelu nie widać żadnych świeżych tropów. Gdy następują nawroty zimy, tunel znika przykryty świeżym śniegiem i przez kilka dni żaden ślad nie wskazuje na to, że świstaki już wybudziły się z letargu. Taka sytuacja miała miejsce w Kotle Gąsienicowym pod koniec bardzo długiego weekendu majowego. Gdy przyszło ocieplenie, świstaki wybiły się ponownie.
Najlepszym sposobem na ustalenie liczebności świstaków jest inwentaryzacja miejsc ich wybicia się ze snu zimowego. Charakterystyczne tunele wygrzebane w śniegu oraz ścieżki prowadzące na pobliskie skałki i wolne od śniegu upłazki widoczne są z daleka. Z Kasprowego Wierchu widać było w tym roku na przykład dwie nory na Kopach Liptowskich. Świstaki są też bardziej ruchliwe niż by wskazywał na to stereotyp wartującego na skale strażnika. Tropy świstaka widziane były na przykład 12 maja pod szczytem Pośredniej Turni. Pojedyncze, nawet powtarzające się obserwacje nie muszą więc świadczyć o tym, że gdzieś w pobliżu jest świstacza kolonia. Ot, po prostu jakiś podrostek zwiedza okolicę w poszukiwaniu własnego miejsca do życia. Dzięki takim migracjom powstają czasem nowe kolonie. W tym roku stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że świstaki założyły zimowe nory w Dolinie Suchej Kasprowej i Suchej Kondrackiej. Jeśli uda się stwierdzić, że w tych miejscach przyszły na świat młode, będzie można mówić, że hibernakula przekształciły się w trwalsze kolonie. Nie można jednak powiedzieć, że świstaków przybyło, gdyż jednocześnie nie udało się stwierdzić śladów ich obecności w kilku wcześniej zajmowanych przez nie rejonach, na przykład w Dolinie Waksmundzkiej.
*
Już w ubiegłym roku "stosunkowo późno" zaobserwowano młode koziczki. W tym roku nastąpiło to jeszcze trzy dni później, bo dopiero 12 maja. Kozę z jednym młodym widział znany przewodnik Piotr Konopka, wspinający się na Hińczową Przełęcz przez Mały Kocioł Mięguszowiecki, a trzy koźlęta obserwowano w rejonie Zawratu Kasprowego (inf. Radosław Mateja). Wieczorem następnego dnia nowo narodzoną kozicę wypatrzono pod Kopą Magury. 25 maja widziano tam już 5 koźlątek (inf. Bożena Wajda).
Jak na razie nie natrafiono jeszcze na szczątki kozic, które nie przeżyły zimy. Większość z nich zapewne nigdy nie zostanie odnaleziona. Tak się może stać na przykład z ewentualnymi ofiarami lawiny, jaka zeszła 9 marca z Niżniego Kasprowego Siodła do Zielonego Koryciska. Lawina ta została prawdopodobnie sprowokowana przez kozi kierdel wędrujący granią Uhrocia Kasprowego w stronę Kopy Magury. Ogromne masy śniegu skumulowały się na wypłaszczeniu porośniętym gęstą kosodrzewiną. Ponieważ liczebność kozic pojawiających się w tym rejonie zmniejszyła się, można podejrzewać, że jakieś zwierzę zostało porwane przez lawinę. Odnalezienie ewentualnych szczątków będzie jednak bardzo trudne, gdyż mogły one wpaść pomiędzy gęste łany kosodrzewiny, gdzie lisy, drobne gryzonie i bezkręgowce spożytkują je do ostatniej kosteczki.
*
18 maja, a więc osiem dni wcześniej niż przed rokiem, jelenie powróciły z niżej położonych lasów i polan w rejon Hali Gąsienicowej. Bardzo niewiele zeszłorocznych cieląt przetrwało zimę. 9 maja na polanie Jaworzynka pasło się 11 łań i nie było wśród nich ani jednego podrostka. Wiele młodych zwierząt padło wyczerpanych zimą lub zagryzionych przez drapieżniki. Jelenie - z powodu grubej pokrywy śnieżnej - szukały żeru w pobliżu ludzkich osad, i wówczas były atakowane przez pałętające się luzem psy. Takie sytuacje nie należały tej zimy do rzadkości. Nie zarejestrowano natomiast przypadków kłusownictwa, a jedyną poszlaką mogłaby być padlina jelenia bez głowy z obciętymi racicami, odnaleziona 1 kwietnia u wylotu Doliny Olczyskiej.
Nadwerężone długą zimą pogłowie jeleni prawdopodobnie szybko się zregeneruje, zwłaszcza że w TPN zaprzestano odstrzałów redukcyjnych. Pierwsze tegoroczne młode już stanęły na własnych nogach, jak na przykład cielaczek urodzony 29 maja w górnej części Doliny Jaworzynki (inf. Tomasz Krzyżanowski).
Do maja a nawet dłużej, wilki omijały Halę Gąsienicową. Ich tropy pojawiły się jednak w kwietniu na Przełęczy między Kopami i na Królowej Równi. 13 maja wilki zapędziły się aż na Goryczkową Przełęcz nad Zakosy, być może w pogoni za jeleniem, którego tropy zauważono tego dnia na Pośrednim Goryczkowym. Inny, na wpół oswojony byk, zwany "Asfaltem", przezimował w rejonie Doliny Białego i tam też pod koniec zimy pozostawił swoje poroże. Gdy w samo południe 29 maja widziany był w Kuźnicach, na głowie miał już nowy, ale jeszcze nie w pełni wykształcony i pokryty scypułem wieniec. Tego samego dnia, około osiemnastej był już na Hali Kondratowej. Do Kuźnic wrócił jednak 2 czerwca, gdy w Tatry przyszła kolejna fala opadów śniegu (inf. Józef Bobak).
Sarny nieco wcześniej niż jelenie nakładają nowe parostki. 23 maja na Polanie Jaworzynka, obserwowano szaleńczą gonitwę dwóch rogaczy. Miały one już zupełnie wykształcone poroże, z którego płatami odrywał się scypuł. Słabszy z kozłów, uderzony w bok przez rywala, głośno zaskowyczał i skrył się do dojarnika, w jednym z szałasów na polanie. Była to prawdopodobnie walka o terytorium, gdyż okres rui u saren rozpoczyna się dopiero w połowie lipca.
*
Przez całą zimę i wiosnę kontynuowany był w TPN program monitoringu głuszca i cietrzewia, częściowo finansowany przez Ekofundusz. Przeprowadzono wiele nocnych patroli i zarejestrowano więcej tokowisk niż zwykle. Liczba tokujących kogutów nie była jednak zbyt imponująca. Na Uhrociu Kasprowym i Kopie Magury jak zwykle pojawiał się samotny czarny rycerz, jak czasem zwane są tokujące cietrzewie. Pierwsze odgłosy toków słyszano w tym rejonie 2 kwietnia, a ostatnie 31 maja. Natomiast 22 maja w Dolinie Jaworzynki odnaleziono szczątki cietrzewia zagryzionego przez lisy (inf. Radosław Mateja i Marcin Nędza-Chotarski).
Spośród niezbyt licznych ptasich ciekawostek warto wspomnieć o zlokalizowaniu nowego stanowiska sóweczki. Odgłos samca tej najmniejszej polskiej sowy słyszał 25 marca w górnej części Doliny Olczyskiej Radosław Mikusek z Parku Narodowego Gór Stołowych. 18 marca na ścianie opustoszałego sanatorium w Kuźnicach obserwowano pomurnika (inf. Tomasz Skrzydłowski). W maju obserwowano pierwsze loty młodych kruków. Trzy wyszły z gniazda na Zawracie Kasprowym, a pięć ze Skałki Filipczańskiej (inf. Zbigniew Mierczak). Dłuższe obserwacje pary kruków gniazdującej na Zawracie Kasprowym pozwoliły stwierdzić, że jednym z jej ulubionych rejonów żerowania jest Kasprowy Wierch.
Prawdziwa ptasia sensacja ominęła TPN. Było nią pojawienie się młodego sępa płowego na świerku przy ulicy za Strugiem w Zakopanem. Ogromny ptak, rozpiętością skrzydeł przewyższający nasze orły przednie, w czasie dalekiej migracji trafił na niekorzystną, niżową pogodę. Przysiadł więc, aby się osuszyć i odpocząć. 31 maja został wypatrzony przez miejscowego listonosza, którego uwagę zwrócił hałas, jaki czyniły wrony, zaniepokojone pojawieniem się tak wielkiego obiektu latającego. Następnego dnia pogoda poprawiła się nieco i sęp, najwyraźniej niezadowolony z wrzawy, jaką wokół niego uczynili dziennikarze, odleciał w stronę regli. Czy udało mu się trafić na korzystne prądy powietrzne i odlecieć na południe do ojczyzny, czy też przysiadł w innym miejscu (może nawet w samych Tatrach) - tego nie wiemy.
(artykuł ukazał sie w kwartalniku "Tatry")
Tekst: Tomasz Zwijacz Kozica